Anathema „We’re Here Because We’re Here”

Przemek Jurek

Do Anathemy trzeba mieć cierpliwość. Zespół ostatni album nagrał 7 lat temu i od tamtej pory skutecznie wmawiał wszystkim, że nowa płyta jest tuż tuż. Wyszła dopiero teraz. W międzyczasie panowie wielokrotnie odwiedzali Polskę, dając różnej jakości koncerty i zdradzając niebezpieczne objawy gwiazdorstwa i zmanierowania. Na szczęście, po latach ewidentnego zagubienia, potrafili wziąć się w garść. A może w garść wziął ich producent, znakomity Steven Wilson z Porcupine Tree, facet, który ma styl, gust i posłuch wśród byłych metalowców. Płyta „We’re Here Because We’re Here” okazała się sukcesem i pozwoliła fanom grupy odetchnąć z ulgą. To Anathema, jaką lubią najbardziej. Smutna, nostalgiczna, czasem wręcz łzawa. Na pewno nie nudna. Piękna, romantyczna, liryczna i wzruszająca. Krążek powinien spodobać się także tym, którzy nie znają zespołu. Na wszelki wypadek można zacząć od kawałka „Everything” (bez trudu da się go znaleźć w Internecie). Jeśli nie zażre, z resztą nie ma co próbować. Anathema gra po swojemu. A nam pozostaje bujać się w rytm i tęsknie spoglądać za okna naszych pojazdów. Fantastyczna płyta na korki, deszcze i długie odcinki w nieustannych remontach.