zobacz:  przerywnik.pl   autogielda.pl   e.autogielda.pl

Sobota, 4 Maja 2024, Imieniny obchodzą: Florian, Malwina, Monika

ds

NAPISZ DO ODJAZD-u

Napisz do nas - w każdej sprawie związanej z motoryzacją

reklama@autogielda.pl

NAJCZĘŚCIEJ CZYTANE

Drukuj AAA
Fot. Arkadiusz Michlewicz;

Fot. Arkadiusz Michlewicz

Skoda Yeti - Uciekinier z Himalajów

Arkadiusz Michlewicz


Tylko efektowna akcja marketingowa może wpłynąć na ilość sprzedanego produktu. Żeby takową przeprowadzić, nie wystarczy przeczytanie książki „7 kroków do udanej sprzedaży”. Teoria i suche fakty nigdy nie wystarczyły. Potrzebne jest również kreatywne myślenie. A tego najwyraźniej nie brakowało marketingowcom i całemu zespołowi public relations Skody.

Jeśli ktoś nie pamięta, to przypomnę. Zaczęło się od śladów niezidentyfikowanego zwierzęcia, które pojawiło się w najmniej spodziewanych miejscach Europy. Ciekawscy zastanawiali się, o co tak naprawdę chodzi. Po kilku miesiącach było już wiadomo, że jesienią 2009 roku do europejskich salonów trafi nowy, pozytywnie zaskakujący model Skody. Mający nazwę legendarnego futrzaka grasującego w Himalajach. Na auto, de facto, czekano aż cztery lata.



Niekonwencjonalnie

Słowo yeti znają zarówno dorośli, jak i dzieci. Zresztą o azjatyckim zwierzaku powstało nawet kilka znanych, bądź mniej znanych piosenek napisanych przez różnych artystów. Jak chociażby Włoszkę Simonę Zanini ze słynnego duetu Radiorama, którego utwory zawojowały pod koniec lat 90. wszystkie dyskoteki. Ale nie zabrakło też yeti w polskim wydaniu śpiewanego przez bodajże Fasolki. Nie wiadomo, kiedy i gdzie marketingowcy czeskiej marki wpadli na pomysł, aby jeden ze swoich modeli nazwać Yeti. Ze wstępnej analizy wydarzeń w świecie motoryzacji wynika, że owo słowo pojawiło się w alfabecie Skody sześć lat temu. Rok później (2005), podczas salonu samochodowego we Frankfurcie, Czesi pokazali koncepcyjną wersję modelu, który wzbudził zainteresowanie nie tylko miłośników marki, ale również dziennikarzy. Od tamtej pory, niecierpliwie oczekiwano nadejścia Yeti w wersji produkcyjnej. Termin całkiem długi, bo cztery długie lata zanim Skoda zdecydowała się na wprowadzenie do sprzedaży nowego pojazdu. Jednak zrobiła to w sposób dość nieformalny, jeśli nie stopniowy. Najpierw podłogi i szyby salonów sprzedaży oraz większych centrów handlowych zaczęto ozdabiać tajemniczymi stopami. Wszem i wobec ogłoszono, że już niedługo nadejdzie Yeti. A więc czekano i czekano aż w końcu się doczekano. Osoby, które miały do czynienia z wersją koncepcyjną zastanawiały się, czy nowy model będzie dalece odbiegał stylistyką od przedstawianej kilka lat wcześniej odmiany koncepcyjnej. Na szczęście, szefowie oraz inżynierowie marki dostrzegli, że samochód podobał się w pierwowzorze. Dlatego tworząc wersję produkcyjną postanowili zachować i formę nadwozia i większość detali wersji koncepcyjnej.



Dziwna walka

W efekcie samochód otrzymał klasyczną formę nadwozie pozbawioną futurystycznego wnętrza. Bez wielkiego krzyku, fajerwerków i wodotrysków, ale za to w wielkim stylu. Jeśli Yeti nie zaskoczy urodą, to zachęci własnościami jezdnymi, napędem 4x4 lub jakością wykonania. Spójrzcie. Auto nie eksploduje wyrafinowanym designem, czy południowoeuropejskim stylem. Mimo to zwraca uwagę. Być może tego oczekiwał rynek. Zaraz po wprowadzeniu pojazdu do sprzedaży, Skoda natychmiast wytypowała konkurencję Yeti. Na celowniku jest Nissan Qashquai, który wiedzie prym wśród sprzedawanych crossoverów. Niby japończyk z francuskimi wnętrznościami powinien drżeć na tę wiadomość, ale jakoś tego nie robi. Tak samo jak Volkswagen Tiguan. Choć na pierwszy rzut oka walka między jednym a drugim wydaje się zajadła, to wcale tak nie jest. Każdy produkt żyje własnym życiem. Zarówno Nissan, jak i Volkswagen sprzedaje tyle, ile sprzedawał. Dlaczego auto miałoby ostro rywalizować ze wspomnianymi modelami, skoro każdy z nich jest na swój sposób inny? Tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Yeti to z wyglądu niepozorny samochód, który w najmniej spodziewanych przypadkach może nam pokazać, co potrafi. Jego 18-centymetrowy prześwit nie popchnie nas do tego, aby wjechać po ramy okien w błotnisty teren, bo przecież nie został ku temu stworzony. Ale za to, tak jak Qashquai, świetnie poczuje się w miejskiej dżungli, albo na bieszczadzkich, trzeciorzędnych szlakach komunikacyjnych. Pojazd nie boi się wysokich krawężników, ani wyboistych dróg. Nie potrzebuje też zbyt wielkiej przestrzeni do parkowania. Z małym wyjątkiem. Przy parkowaniu trzeba uważa na rufę, bo jednak słupki delikatnie ograniczają widoczność.



Wierni tradycji

Cóż, sceptycy mogą twierdzić, że w takim samochodzie jak Yeti, napęd 4x4 jest zbędny. Nic bardziej mylnego. Właśnie tam, gdzie ulice przypominają rynsztok lub czołgowisko, czeski zwierzak na czterech kołach poradzi sobie z nimi. A my będziemy zadowoleni, że wygodnie i bezpiecznie pokonaliśmy drogowe niespodzianki. Bo jakby nie patrzeć, konstruktorzy, tworząc Yeti, nie myśleli w kategoriach samochodu tylko na zakupy, czy tylko do miasta i tylko dla dwóch dorosłych osób z dziećmi. Zupełnie inaczej traktowali swoje dzieło. Wygospodarowali zarówno sporo przestrzeni na przednich fotelach, jak i tylnej kanapie. Tak, aby wystarczyło dla pięciu dorosłych podróżników. Ba! Nawet wygospodarowali 410 litrów bagażnika. I mimo, że prześwit oraz wysokość nadwozia nie plasują auta w szeregu z Dodge Nitro, to jednak pozycja za kierownicą jest dość wysoka. Oczywiście, w każdej wersji wyposażeniowej, nawet tej podstawowej, dysponujemy kilkupłaszczyznową regulacją fotela. A więc, bez względu na wzrost jest szansa przyjęcia odpowiedniej pozycji za kierownicą. Jeśli chodzi o deskę rozdzielczą, tutaj styliści również nie chcieli zbyt dalece wybiegać w przyszłość. Wykonali ją w kształtach charakterystycznych dla samochodów Skody. Duże tarcze prędkościomierza i obrotomierza wpuszczono w głębokie tuby z niklowanymi otoczkami nadającymi wnętrzu odrobiny elegancji. Cała reszta jest wykonana w szarej i nieco ponurej kolorystyce. Owszem, można jeszcze bardziej ożywić niektóre elementy stosując podobne otoczki chociażby na dyszach nawiewów, ale to wymaga stosownej dopłaty.



Dylematy

Yeti proponowane jest z kilkoma jednostkami napędowymi do wyboru. Jedną z ciekawszych propozycji, tuż obok silnika benzynowego o pojemności 1.8 litra i mocy 160 KM jest znany 140-konny dwulitrowy turbodiesel połączony z sześciostopniową manualną skrzynią biegów. Te elementy przy współpracy z napędem 4x4 pozwalają autu osiągnąć pierwszą setkę w 8,4 sekundy. Prędkość maksymalna wynosi 190 km/h. Ale w takim samochodzie nie to jest ważne. Na nic wszelkie parametry, jeśli inżynierowie dadzą plamę przy konstruowaniu zawieszenia. A Skoda robi je na miarę polskich dróg. Nieco sztywne, lecz dobrze wybierające nierówności. W dodatku, komfortowe. System amortyzacji działa tutaj na zasadzie prawidłowo zestrojonej konstrukcji. Czyli zawieszenie podczas pracy na nierównej nawierzchni nie przenosi do kabiny żadnych nieprzyjemnych wstrząsów. Mało tego, jeśli jedną z naszych przeszkód okaże się głęboka na pół metra kałuża, pokonamy ją bez większych problemów. Bo tak skonstruowano Yeti. Żeby przynosiło mnóstwo frajdy z jazdy, bez trudu radziło sobie w nieco wymagającym terenie i żeby bezpiecznie przewiozło nas z punktu A do punktu B. Tylko czy produkt Skody jest na tyle atrakcyjny by stawać w szranki z VW Tiguanem, czy też Nissanem Qashqai? Osądźcie sami.

  Fot. Arkadiusz Michlewicz

SZUKAJ

NASZE GAZETY

OGŁOSZENIA


 

NASZE SERWISY

Autogielda  Odjazd  M2 Planeta zwierząt  Erotyka

Redakcja: raklama@autogielda.pl

Copyright © 2008 Autogielda - M. MAJSKI, J. STYRNA - SPÓŁKA JAWNA