Helloween „Unarmed: Best Of 25th Anniversary”

Przemek Jurek

Jako fan ciężkich brzmień konstatuję to ze smutkiem, ale faktycznie – wielu słuchaczy uważa metal za absolutną wiochę i choćby nie wiem co, zdania nie zmienią.

Dla równowagi jest też wielu takich, którzy uznają ten gatunek za najwyższą świętość i można z nimi konie kraść, pod warunkiem jednak, że ma się w domu całą dyskografię Manowar. To też smutne, niestety. Są też na szczęście i tacy fani muzyki, którzy wiochowe konotacje ciężkiej muzy przyjmują z całym dobrodziejstwem inwentarza i potrafią się nimi bawić, podobnie jak co bardziej świadomi twórcy.

W to, że ci świadomi twórcy pochodzą z Niemiec, z ojczyzny topornych gitarowych riffów i pompatycznych tekstów, mało który wróg ciężkiego grania by pewnie uwierzył. Ale zespół Helloween, jeden ze współtwórców melodyjnego power metalu, od swego zarania wykazywał się sporym (i w sumie niezłym) poczuciem humoru, a to w tym gatunku rzadkie, więc tym bardziej godne docenienia. Panowie mają na koncie wiele płyt i wiele koncertów, ale - jak się właśnie okazuje - ciągle jeszcze potrafią zaskakiwać. Płyta „Unarmed” to niby składanka hitów na 25-lecie istnienia zespołu, ale są to hity kompletnie przearanżowane. Dla tych, co je znają, może to być świetna okazja do zabawienia się w teleturniej „Jaka to melodia”, a dla tych, którzy dotąd Helloween nie słyszeli, kto wie, może to być fajny powód, by sięgnąć po starsze płyty. W muzyce Helloween liczy się przede wszystkim dobra zabawa, a to się udziela. Trochę gitar, sporo orkiestry, fortepian, saksofon… i fantastyczny „Dr Stein” na otwarcie. Luz i swoboda. Coś w sam raz do posłuchania za kierownicą.