Nie trudź się Protazy, siorbaj za to z wazy

Kowalsky

Jazda próbna to klasyczna pozycja w dziennikarstwie motoryzacyjnym – taki rosół z kluskami w restauracyjnym menu. W przeciwieństwie jednak do rosołu, który cieszy się nieustającą popularnością, jazda próbna jest nikomu do niczego niepotrzebna

Rozumiem, że taka relacja z jazdy próbnej miałaby sens w sytuacji, gdyby koncerny samochodowe chciały zamordować swoich klientów. Wówczas dziennikarz wsiadający to każdego nowego modelu byłby ryzykantem, takim oblatywaczem. Byłby kimś w rodzaju faceta, którego zatrudnia każdy tyran, faceta, który musi spróbować każdej potrawy, czy aby nie zatruta. Wtedy to co innego. Wtedy to nie jeden dziennikarz poświęciłby swoje życie i zdrowie, by chronić swoich czytelników przed zasadzkami i pułapkami, które pewno instalowaliby producenci. A to wadliwe hamulce, a to urywające się koła albo nadpiłowany most, albo noże wysuwające się z siedzenia kierowcy wprost w krocze kierowcy. Jeśli w autach czekały nas takie niespodzianki, jazdy próbne byłby potrzebne.

A jednak z jakiegoś powodu dziennikarze przyzwyczaili się do tego, że producenci aut podsuwają im nowe kąski, a w zamian za możliwość jeżdżenia dziennikarz musi wyprodukować jakiś tekst. W 1000 przypadków na 1000 tekst mógłby powstać bez etapu jazdy próbnej. Co więcej - dane podane przez producenta okazują się być prawdziwe! Nie mają wyjścia. Nawet gdyby nie były, czy myślicie sobie Państwo, że dziennikarz startuje na pasie lotniska ze stoperem w jednym ręku, żeby sprawdzić, jak szybko rozpędza się testowany samochód? A może odmierza miarką ilość benzyny, jaka się mieści do baku? Też nie. Zamiast tego ufa danym i pisze o komforcie jazdy. Są to zazwyczaj epokowe odkrycie, takie jak to, że samochody kombi mają duże bagażniki, a samochody sportowe robią wrażenie. Niesamowite są to sprawy i dobrze, że ktoś komuś płaci za to, żeby ów ktoś dzielił się takimi odkryciami ze społeczeństwem.

Ilu z was kupiło samochód na podstawie recenzji? Ilu z was siedziało sobie z jakąś motogazetą, albo przed motoprogramem i pomyślało sobie tak: „Kurcze, ten facet ma rację. To jest wygodny i ekonomiczny model. Chyba sobie taki sprawię.”? I co? Jak samochód wam się zepsuje, to co - napiszecie do redakcji, że żądacie odszkodowania, bo jednak komfort jazdy nie jest taki, jakiego się spodziewaliście? Nikt przecież nie pozywa „Jazz Forum” za to, że płyta, która miała tam świetne recenzje, okazała się przy bliższym poznaniu beznadziejna. Nikt nie prowadzi działu w piśmie meblarskim, w którym dzieli się wrażeniami ze spania na jakiejś sofie. A przecież spędzamy więcej czasu śpiąc niż jeżdżąc.

Jaką zatem mają wartość wszystkie relacje z jazdy? Pokazują możliwości samochodów, ich wytrzymałość, to jak się zachowują w ekstremalnych warunkach - mógłby ktoś odpowiedzieć. Wątpię czy info o tym, jak jakiś wóz radzi sobie na pustyni, jest istotne dla przeciętnego kierowcy, którego odcinki specjalne to trasa dom - praca - supermarket - dom.

Umówmy się, sprawozdania z tego jak się jeździ danym wozem, są nikomu niepotrzebne. Tymczasem rosołek to rzecz smaczna i pożywna. Podawać można zarówno z kluskami, ryżem jak i w kubku. Do picia. Można również siorbać z wazy. A co!